26 listopadaa 2022

Kilka osobistych myśli z wyjazdu na Ukrainę

KOLEJNY wyjazd a jednak zupełnie inny !!!

Jako Fundacja przygotowywaliśmy się do 10 transportu darów na Ukrainę, jak zawsze. Omówiliśmy sytuację, zapotrzebowanie, ustaliliśmy kierunek działania. Rozpoczęliśmy od zamawiania potrzebnych artykułów, nawiązując nowe współprace z hurtowniami i przedsiębiorcami. Następnie przygotowaliśmy wszystko do pakowania. Zorganizowaliśmy pakowanie wszystkiego, opisywanie, liczenie. Nadeszła środa 26 października, przyjechał kierowca, zapakowaliśmy busa. W czwartek 27 października o godzinie 4:45 rozpoczęliśmy podróż – kierunek Plebanówka. To miał być „standardowy wyjazd”. Jedziemy na miejsce, rozpakowujemy, krótki sen, wizyta w szkole i powrót.

Czwartek

  • 04:45 wybiła więc jedziemy z szybkim śniadankiem w Skawinie.
  • Przystanek w Tarnowie, gdzie otrzymaliśmy ponad 100 buteleczek, domowej roboty soczków Kubuś dla dzieci
  • Jedziemy dalej, przystanek w Rzeszowie, otrzymaliśmy 11 biurek do Szkoły w Plebanowce, Tereska pomogła zorganizować dary, odbiór i załadunek. Och jak to dobrze, że takie Anioły po tym świecie chodzą.
  • Jedziemy dalej, granica, po stronie Polskiej dość szybko poszło. Pierwsze co rzucało się w oczy – brak Polskich samochodów w stronę Ukrainy. Jeszcze 3 miesiące temu to większość była Polskich aut, a pojedyncze z Ukraińskimi rejestracjami. Teraz same Ukraińskie, a my nieliczni. Następnie granica Ukraińska, i tam … STOP. „proszę zejść do schronu, bo ogłoszono trwogę”. No to się zaczęło z uśmiechem powiedziałam do Kierowcy. Na szczęście trwoga trwała ok 2 godzin, po czym ruszyliśmy przed siebie.
  • Zależało nam na czasie, ponieważ ten dzień, był dniem urodzin Darinki, córeczki Rodziny, mieszkającej w Plebanówce. Chcieliśmy razem przeżyć tę radość. Jechaliśmy przygotowani z upominkami dla Darinki i jej brata Iliuszka.
  • Przyjechaliśmy nieco później, przez przystanek na granicy, ale najważniejsze że dojechaliśmy
  • Zmęczeni drogą lecz szczęśliwi, że u celu. Wręczyliśmy prezenty – i to co się wydarzyło, przerosło nasze oczekiwania. Radość dzieci jest motywatorem, ponieważ jest czysta, bez udawania, nie wymuszona - szczera. Darinka z radości zaczęła tańczyć, Iliuszka od razu zaczął rysować, ponieważ wśród prezencików otrzymał cyrkiel, który tak bardzo chciał mieć…
  • Takie momenty uświadamiają nam, jak wiele nie doceniamy, jak wiele – za wiele, skupiamy się na głupotach, jak zbyt rzadko cieszymy się z tego co mamy, jak zbyt rzadko dziękujemy …
  • Zdjęcia mówią same za siebie

Piątkowa wizyta w szkole

  • Przyjechaliśmy pod szkole, a tam … CUDOWNE PRZYWITANIE przez Panią Dyrektor Haline, Panią Wicedyrektor i Panią Janę w asyście dzieci - które przywitały nas PRZEPIĘKNYM WIERSZEM z PODZIĘKOWANIAMI to niesamowite doświadczenie, jedziemy by obdarować, a sami już od progu jesteśmy niesamowicie obdarowani
  • Rozpakowaliśmy busa; to niesamowite, jak cała społeczność szkolna pięknie nam pomagała. Nauczyciele, uczniowie, każdy pomagał jak mógł, z ochotą i uśmiechem na ustach; po złożeniu wszystkich pudełek, rozdzieliliśmy dary do każdej z klas. Dary były przygotowane, podpisane dla każdej z klas. Łącznie w szkole jest 11 klas – 215 uczniów. Każde z dzieci otrzymało pakiecik z artykułami szkolnymi oraz ze słodyczami;
  • Wręczyliśmy PODARKI w klasach, najpierw pewnego rodzaju niepewność z niedowierzaniem, niespodziewane z radością, aż w końcu po otrzymaniu i rozpakowaniu PIĘKNA SZCZERA DZIECIĘCE SZCZĘŚCIE Dziękowali i mówili, że jeszcze takich podarków nie otrzymali nigdy
  • Zostaliśmy ugoszczeni po królewsku; Pani Dyrektor, zaprosiła nas na obiad. Stół zastawiony, aż w jakimś sensie budził zażenowanie, ONI są naprawdę WDZIĘCZNI. Pani Dyrektor szczęśliwa ponieważ dzięki temu, że szkoła ma schron może być otwarta. Gdyby nie było schronu, nie mogłaby działać. Nauczyciele wdzięczni, dzieciaki zadowolone. Rozmawiając przy stole, Pani Dyrektor pyta: „a widzieliście już wasz schron?” „nasz” no pomogliśmy go przystosować.
  • Dzieci wróciły do domów po zajęciach lekcyjnych. Opowiadały, że byli goście z Polski, którzy przywieźli im podarki. Mamy pisały wiadomości do S. Samueli, w których dziękowały za prezenty dla dzieci. Na portalu społecznościowym osoby z Plebanówki, które dowiedziały się o tym co się dokonało, pisali do mnie podziękowania;
  • Popołudniu, odwiedzaliśmy Rodziny w ich domach. U Pani Kati, na nasz widok jej syn pobiegł do pokoju i wybiegł z podarkiem od nas i dziękował. To niesamowite jak „niewiele” trzeba, aby podarować komuś coś co zwiemy radością, szczęściem. A ja powiem po tym wyjeździe, że to jest podarowanie tego czegoś, po czym serce się uśmiecha
  • Pojechaliśmy aby obdarować, wróciliśmy o wiele bardziej obdarowani
  • Niewątpliwie, to co zawieźliśmy, zmieściło się gabarytowo w samochodzie, lecz niewątpliwie, to co otrzymaliśmy, NIE zmieściło by się w nim. Moje serce się uśmiecha – i to NAJWIĘKSZY DAR jaki mogliśmy otrzymać.

Sobota

  • 03:30 dzwoni budzik wstajemy, ubieramy się i wyruszamy w drogę. Przed nami ok 530km w jedną stronę, to zależy od trasy, która będzie dostępna. Nie same kilometry tu mają znaczenie a docelowość, jedziemy do Bashtanki – blisko linii frontu…
  • Sam wyjazd już na Ukrainę budził w wielu naszych znajomych pytanie „i po co Wy tam jedziecie???”, a sobotni wyjazd zupełnie nie mieścił się w głowie. Nie czas by zatrzymywać się nad tym, chcemy podzielić się z Wami tą drugą stroną całego dnia …
  • Jedziemy, krajobraz miejsc nie dotkniętych bombą czy rakietą naprawdę zachwyca, jedzie z nami RODZINA Małżeństwo i dwójka dzieci, 7 letni Iliuszka i 2 letnia Darinka. Rodzina, która uciekła przed bombami, rakietami, strachem. 2 tygodnie mieszkali w piwnicy, obecnie pomieszkują w Plebanówce, ale w Bashtance pozostali ich Rodzice.
  • Jadąc drogą, nad nami helikoptery, myśliwce, i niebo ... Szczęśliwie docieramy na miejsce. Rodzice – Dziadkowie czekają z niecierpliwością, aby uściskać swoje dzieci oraz wnuki. 7 miesięcy się nie widzieli. Najmłodsza wnuczka, miała rok i 3 miesiące, gdy uciekli, teraz ma 2 lata … nie pamięta dziadków… Wnuczek, pamięta … pamięta strach, mieszkanie w piwnicy, na szczęście pamięta Dziadków. Odwiedzamy mieszkanie Rodzinki, świeżo wyremontowane, mieszkanie marzeń. Mama opowiada nam, jak bardzo pragnęli tego mieszkania, ile wyrzeczeń ich kosztował remont mieszkania. Ojciec rodziny bardzo ciężko pracował, wyjeżdżał do Polski do pracy, aby zarobić na mieszkanie, po powrocie pracował w Bashtance, a popołudniami wszystko zrobił sam w tym mieszkaniu, żeby nie tracić pieniążków na usługi. Przez całą opowieść powtarza się cel: „aby dzieci miały dobre życie”. Niewątpliwie podporządkowana jest ich miłość dzieciom. Mieszkali tam nie całe 6 miesięcy, aż niedaleko ich bloku, pospadały bomby i trzeba było uciekać. Teraz zostaje myśl, czy mieszkanie się ostanie.
  • Następnie jedziemy do domu, w którym mieszka młodziutki 23-letni mężczyzna, komendant wojskowy, zasłużony już podczas wojny, uhonorowany przez Prezydenta, zamieniamy kilka zdań, przekazujemy dary dla Wojskowych. Następnego dnia dostał powołanie na Donieck, … aż brak słów… to był ostatni czas, w którym mogliśmy się z nim spotkać i przekazać dary na czas.
  • Spacerujemy ulicami miasta, można powiedzieć potocznie: „na każdym zakręcie wojskowi”. A pośród nich codzienność, ktoś robi zakupy, ktoś idzie do pracy, próbują żyć „normalnie”.
  • Zniszczenia które oglądamy, są ogromne, domy a pośród nich zbombardowane …, stadion, na którym mieli bazę żołnierze też został doszczętnie zniszczony, taki to krajobraz …
  • Nie da się przekazać emocji, uczuć ani oddać tego co było nam dane doświadczyć.
  • Nie mam jednak wątpliwości, że warto było, że tak należało postąpić.
  • Szykujemy się do drogi powrotnej. Wiemy, że jedyna droga możliwa do przejechania prowadzi przez Mikołajów. Wsiadamy do samochodów, ze mną wsiadł Iliuszka, ściskając w dłoniach resoraka. Pytam: „wziąłeś sobie samochodzik?” a on mi odpowiada, że to jego ulubiony samochodzik i tęsknił za nim. Całą drogę trzymał go w rączkach. Nawet jak zasypiał to nie wypuszczał go.
  • Wyjeżdżamy z Bastanki w kierunku Mikołajowa, blok post obok blok postu, sprawdzani jesteśmy praktycznie na każdym. Przejeżdżamy drogą, a po jednej i drugiej stronie pole minowe. Wjeżdżamy w Mikołajów, dostajemy alerty – o trwodze. Koniec końców wracamy szczęśliwie do Plebanówki. 1150 km.
  • Pan Bóg prowadził nas pod parasolem swojej opieki.
  • DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, którzy towarzyszyli nam modlitwą, dobrą myślą i troską.
  • Fundacja dotarła naprawdę daleko. RAZEM możemy WIĘCEJ!

Niedziela

  • Po stosunkowo krótkiej nocy choć zmiana czasu dała nam godzinkę gratis wstaliśmy rano, szybkie pakowanie busa, ogarnięcie się i biegusiem na Msze Świętą.
  • Pięknie uczestniczyć w Liturgii z miejscową ludnością, katolikami, których na Ukrainie jest stosunkowo bardzo mało.
  • Msza Święta była połączona z wdzięcznością dla Sióstr Albertynek i Siostry Samueli, która tam przez 3 lata, nie zostawiła kawałka serca, lecz niewątpliwie całe serce!
  • Po Mszy Świętej pożegnaliśmy się z życzliwymi nam Parafianami, z rodzinami zaprzyjaźnionymi z Siostrą, a teraz już z nami w domu w Plebanówce czekały na nas dwie piękne rodziny. Zawsze pomocne gdy przywozimy transporty, serdeczne, życzliwe, po prostu Dobre! Po uściskach i zapewnieniu nas, że na nas czekają, wsiedliśmy do busa … i w drogę …
  • Wracając zatrzymaliśmy się w Szarogrodzie, ponieważ Pani Starosta bardzo o to prosiła. Tam odbywał się mini festiwal, podczas którego miejscowa ludność zbierała datki na pomoc Żołnierzom. Zwróciłam uwagę, iż tam nie mówią „żołnierze”, lecz … nasi chłopy i wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie gdzieś ktoś, ale to ich bracia, synowie, mężowie, kuzyni, …
  • Wracaliśmy przez Żmyrenkę, miasto kolejarzy, gdzie w niedawnym czasie chcieli zbombardować trakcje kolejową.
  • Wracając można było powiedzieć niczego nadzwyczajnego się nie spodziewaliśmy. Ok 1000 km.
  • W okolicy Tarnopola, minęły nas transporty z wyrzutniami, w okolicy Lwowa, minęły nas transporty z bronią i amunicją. Kilkanaście wielkich ciężarówek. My wyjeżdżamy, oni tak jadą … wracamy i wiemy, że NIC się nie skończyło, wręcz przeciwnie … coś się zaczyna dziać …
  • I tak dotarliśmy do granicy. Przyznać muszę, że niespodziewane stało się nam bliskie. Pani Strażniczka, która do nas podeszła okazała się przemiłą kobietą, zainteresowana realnie tym co dzieje się na Ukrainie i jak to naprawdę jest.
  • Wjechaliśmy do Ukrainy po trwodze. Wyjechaliśmy i ogłoszono trwogę. DOBRO, które dokonało się dzięki WAM pokonało ok 3300 km bez przysłowiowego zadrapania. I jak w takiej sytuacji wątpić w siłę Dobra? Czy można mieć wątpliwość, że to co robimy jest potrzebne? Jak nie chcieć więcej pomagać, widząc to wszystko, rozmawiając z tymi ludźmi, doświadczając ich dobra i wdzięczności?
  • Razem to około 3300 km
  • Tu naprawdę nie chodzi o trywialne słowa, tu nie chodzi nawet o nas, tu nie chodzi o dorabianie teologii, tu naprawdę nie chodzi nawet o tę wdzięczność… tu nie chodzi o ryzyko, tu nie chodzi o wystawianie Pana Boga na próbę, to nie adrenalina … zupełnie nie …
  • TU chodzi o uśmiech serc, spojrzenie zamglone ze wzruszenia, tu chodzi o niedowierzanie, że ktoś pokonał tyle kilometrów, aby choć chwilkę z nimi być …

TU chodzi o CZŁOWIEKA … CZŁOWIEKOWI CZŁOWIEK